Każdy chyba zdaje sobie sprawę, że portfolio online to rzecz obecnie absolutnie konieczna w przypadku fotografów, grafików, malarzy, muzyków. Zbiór moich prac istnieje w sieci pod różnymi postaciami już bardzo wiele lat. Czas leci nieubłaganie, wypadałoby rzec, z odrobiną niekłamanej goryczy. Około 20 lat temu stworzyłem witrynę o tematyce stricte morskiej, zwaną moje-morze.pl. Jako człowiek przesiąknięty morskim klimatem, uznałem wręcz , że to moja młodzieńcza misja by takową stronę zrobić. Amatorka kompletna, adekwatna wizualnie do trendów graficznych stron końca lat 90-tych, no ale z duszą – tego jej nie można było odmówić. Królestwo prostych tabelek HTML. Zaczynało się niewinne od kilku skanów zdjęć z idiot-kamery,potem z Zenita, oraz animowanym gifie latarni morskiej, a skończyło na ogromnym serwisie, zahaczającym o różne aspekty tematyki morskiej. Zdjęć amatorskich uzbierały się tysiące. Celem nie był artyzm. Celem był klimat, zwyczajność-niezwyczajność niektórych miejsc. I wielu odwiedzających odnalazło tam swoje tęsknoty.
Ba, nawet w ówczesnych czasach byłem naczelnym pozycjonerem. Wyszło przypadkowo chyba – masa tekstu, jak w książce. Z czasem przestałem panować nad tym. Odkrywałem czeluści strony, o których istnieniu zapomniałem. Wszystko to dzięki widzom, którzy przysyłali mi niesamowite wręcz materiały, teksty, opowiadania, które były bezcennym dodatkiem. Pierwsza pozycja w Google na bardzo wiele fraz morskich ? Proszę bardzo! Nawet dzwonili do mnie z radiowej „Trójki”. Tylko teraz żal duszę ściska, że to historia. Inna rzeczywistość, inne czasy, inne priorytety, inna polityka internetowa. Wówczas internet był jeszcze głównie mekką wiedzy dla hobbystów, niezbadanym, tajemniczym terytorium, owianym magią, a nie polem krwawej, reklamowej bitwy firm i blogów wszelakiej maści. Stronę oddałem jakiś czas temu w dobre ręce. Może dostanie nowe życie. Po wielu latach wysiadłem z tego pociągu. Symultanicznie, powoli stawiałem kroki w nowym wagonie innego składu.
Równolegle pojawił się projekt o nazwie Fotowizjer. Ma on już również swoje lata, myślę, że około dwunastu. Początkowo był projektem hobbystycznym, pobocznym, ale z biegiem lat nabierał dla mnie coraz większej wartości, wraz z moim rozwojem jako fotografa i fotomontażysty, stając się ostatecznie stroną firmową. Tak, jestem sobie prezesem. Na początku mojej drogi, na pierwszy ogień poszły oczywiście zdjęcia morskie, a konkretnie statki. Mają one dla mnie jakąś trudną do opisania aurę, która nie pozwala mi spuścić z nich oka, gdy są w zasięgu mojego wzroku. Nie będę próbował nawet Was tu zanudzać nieudolną próbą autodiagnozy, ale każdy kto mnie zna, wie, że jestem inny. Bardzo inny. Na nich stawiałem pierwsze kroki w retuszu i fotomontażu. Sentyment pozostał na zawsze. Pierwszy, inny, magiczny świat, to był właśnie świat morski. Ciągnęło mnie dalej, w inne, głębsze rejony wyobraźni i podświadomości. Powstawały nowe montaże, nowe zdjęcia. Fotowizjer również stopniowo ewoluował, z prostego pokazu slajdów, do małego podzielonego na 2 części portfolio. Z biegiem lat, co jakiś czas dostawał nowe ubranie, nowe funkcje, rósł razem ze wzrostem mojej miłości do fotografii, wraz z pasją fotomontażu.
Wszystko staram się robić sam. Nie jestem ani webmasterem, ani projektantem, do programisty też mi brakuje niemało. Tak więc wybaczcie czasami prostotę, czasami może siermiężność pewnych rozwiązań. Staram się jak mogę by nadążać w miarę możliwości za galopującym postępem techniki, nowymi trendami. Z perspektywy człowieka, który wkracza w czwartą dekadę życia, nie jest to łatwe. Chyba zaczyna brakować lotności umysłu i trudniej odnaleźć się w nowych trendach. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że mój internetowy kącik jest na tyle zjadliwy, że będziecie tu zaglądać.
Ostatni czas był dość aktywny, miałem ogromną przyjemność brać udział w bardzo rozbudowanym i wymagającym projekcie muzyczno-graficznym, którego szczegółów na razie nie mogę jeszcze Wam zdradzić (późną jesienią to z radością uczynię). Ale nie znaczy to, że nic na stronie się nie działo. Staram się, by linia życia była aktywna. Przybyło trochę nowych montaży i zdjęć, sukcesywnie pojawią się też nowe pozycje w sklepie. Pamiętajcie, że wszystkie prace z galerii są dostępne, nie tylko te „wiszące” w sklepie. Zalecam tylko kontakt ze mną, w celu ustalenia szczegółów i rozmiarów. Dla tych wszystkich, którzy chcieliby nabyć moje prace, wprowadziłem w końcu płatności dotpay, co myślę znacznie ułatwia cały proces. Obniżyłem też ceny z okazji jesiennej promocji. Będę zaszczycony, jeżeli to właśnie u Was zawiśnie moja praca.
No ale tematem tej notki, jest portfolio fotografa, grafika, artysty. Co w nim zawrzeć? Jak ma wyglądać? Jakie kryteria spełniać? Minimalizm przekazu, czy esy floresy? Sprawa indywidualna. Sprawa gustu, podejścia i niestety pieniędzy. Dobra strona to spory wydatek, jeżeli sami nie jesteśmy w stanie jej stworzyć. Na szczęście z pomocą przychodzą gotowe szablony, które można dostosować do swoich potrzeb. Oprócz standardów SEO, portfolio powinno zaspokoić poczucie estetyki autora. Czasami SEO i estetyka nie idą w parze grzecznie za rękę. Ja postawiłem w głównej mierze na obraz i mówię jasno – jest pod górkę. Słyszałem i słyszę tylko ciężki oddech pozycjonerów:
– artysta?
– no powiedzmy…
– o Jezu…
Nie będę tu wspominał o zawarciu w portfolio oczywistych informacji i tekstu, który jest nieodzowny dla choćby wstępnego pozycjonowania. Skupmy się na najważniejszej rzeczy – czyli treści wizualnej. Trzeba wybrać prace i je światu pokazać sposobami obecnie uznanymi za dobre i słuszne. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Jak je wybrać? Odpowiedź moja brzmi: rozumem. Ja niestety nie stosuję się do tej zasady. Wybieram sercem, emocjami. Mam ogromny problem z dokonywaniem selekcji. Wypadałoby wybrać tylko te super hiper najlepsze. Chodzi przecież o to, by pokazać się z jak najlepszej strony i nie zanudzić widza. Kto to wszystko obejrzy? Ale często towarzyszy temu nieodparta chęć pokazania jak największej liczby swoich prac. Nie zawsze ilość znaczy jakość – jasne. Ale często dla artysty jego dorobek jest tak ważny, stanowi nierozerwalną część osobowości, że w portfolio ląduje 80% twórczości. I te lepsze i te gorsze kadry. Znam to z autopsji. W pewnym momencie przestałem z tym walczyć. Musi tak chyba już być. 80% tego co robię musi być zawarte gdzieś w czeluściach tego surrealistycznego zakątka. I chyba przesadziłem. Otóż, zgromadziłem w tym miejscu zatrważającą ilość kadrów, która ciągle rośnie i zbliża się już do bariery trzech tysięcy zdjęć i fotomontaży (nie pytajcie zatem ile ich jest na niezliczonych dyskach w domu). Wiem, mało kto to przerobi. Ale są, a ja śpię spokojniej. To część mnie. Nie mam możliwości by w domu powiesić te setki wydrukowanych pieczołowicie grafik, nie mam strychu by je przechowywać pod kołderką malowniczych pajęczyn. Są więc wirtualnie zgromadzone tutaj. Zakodowane, gdzieś przemierzają świat światłowodami.
Jeżeli traktujesz swoją stronę tylko jako wizytówkę firmy, wystarczy kilkanaście(albo może troszkę więcej) fajnych ujęć, najlepiej obrazujących sferę Twojej działalności. To one własnie mają zachwycić i zachęcić do kontaktu z Tobą. Jeżeli natomiast, Twoje portfolio jest nie tylko stroną firmową, ale integralną częścią Ciebie i Twojego świata, sky is the limit jak mawiają. Moim celem było, ażeby wizyta w mojej surrealistycznej krainie była niezapomniana, długa, wyjątkowa. By widz, nie tylko dowiedział się faktów o mnie i świadczonych przeze mnie usługach, ale by odpłynął w daleką podróż. Może to właściwa droga budowy portfolio? Nie mnie oceniać. Ciekawe czy te 3 tys pękną w tym roku… Pewnie tak.
Sorry, the comment form is closed at this time.